niedziela, 10 maja 2015

Rozdział IV









My fingertips are holding
onto the cracks in our foundation,
And I know that I should let go,
but I can’t*




-Przestań.
Nie byłam w pełni świadoma, co się dzieje. Twoje ręce były wszędzie. Dotykałeś mnie jak nigdy wcześniej. Nie rozumiałam, dlaczego akurat teraz. Dlaczego robiłeś to, gdy byłam gotowa odejść.
-Sakura...
Westchnęłam niekontrolowanie. Tyle czasu czekałam na twoją bliskość...
-Ach!
Moje nogi drżały, przyjemne ciepło ogarnęło moje ciało.
-Proszę, nie...
Nie reagowałeś na moje słowa. Byłeś coraz bardziej zaborczy. Stojąc plecami do ciebie, nie mogłam ujrzeć twojej twarzy. Całowałeś moją szyję. Bezwstydnie zrywałeś ze mnie ubrania.
-Sasuke!
Byłam w stanie się wyrwać. Dobrze o tym wiedziałam. Nie trzymałeś mnie w żelaznym uścisku, nie, kiedy palce twojej prawej ręki...
Zacisnęłam odruchowo nogi, mając wrażenie, że serce wyskoczy zaraz z mojej piersi. Zastygłeś. Jedyne, co mogłam usłyszeć, to mój płytki oddech.
Byłam zagubiona bardziej niż kiedykolwiek.
Dreszcz ogarnął moje ciało, gdy wyswobodziłeś prawą rękę.
Naga i niepewna odwróciłam się do ciebie, cicho przełykając ślinę. Moje uczucia balansowały w ekstremum. Chciałam uciec, a pewna część mnie pragnęła opaść w twoje ramiona.
Oszołomiona patrzyłam w dół. Wprost na wszystkie ubrania, których pozbawiłeś mnie w kilka minut. Objęłam rękoma swoje piersi, część dolnej bielizny była nadszarpana, czułam dyskomfort, ale jedyna rzecz, którą byłam w stanie zrobić, to uklęknąć, przyciągając kolana tuż pod brodę.
Drżałam. Może z zimna, może z nadmiaru emocji.
Zacisnęłam mocno powieki, słysząc szelest.
-Nie chcesz, bym cię dotykał.
Nie spojrzałam na ciebie. Nie odpowiedziałam. Ale gdybym miała odwagę, zareagowałabym od razu. Powiedziałabym ci, jak długo czekałam na podobną chwilę. Ile razy wyobrażałam sobie, co czuje kobieta, gdy poddaje się pieszczotom mężczyzny, którego kocha. Powiedziałabym, jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało, że jeśli tylko zechcesz, mogę być twoja i oddać ci wszystko, co posiadam, razem z moim ciałem. Że potrafię to zrobić, z całym moim sercem i duszą...Ale nie w takich okolicznościach. Nie w taki sposób...
Ukląkłeś naprzeciw mnie. Westchnąłeś ciężko, jakby odrobinę z irytacją.
-Sakura, powiedz coś.
I tylko Bóg był mi świadkiem, Sasuke, jak bardzo walczyłam, aby nie uronić choć jednej łzy. Jak cholernie chciałam zagrać w twoje karty. Ale wciąż rozciągała się przede mną granica. Ta, która sprawiała, że nie umiałam być tobą.
-Chce się położyć.
Tak naprawdę chciałam mieć na sobie ubrania. Chciałam cofnąć czas i zdecydować się o wiele wcześniej na opuszczenie domu. I jedyną osobą, która mi w tym wszystkim przeszkadzała byłeś ty.
Nie wiem, czego oczekiwałam. Jednak ten pierwszy raz pragnęłam, byś po prostu odszedł, zniknął na jakiś czas. Otworzyłeś w moim sercu kolejną ranę. A ona okropnie bolała.
Chwyciłeś moją koszulkę z podłogi. Bez słowa pozwoliłam ci, byś pomógł mi ją ubrać. Nie czułam już rumieńców na twarzy. Mój wzrok jak zaprogramowany unikał twoich oczu.
-Wstań, Sakura.
Nie zorientowałam się nawet, kiedy znowu stałeś nade mną wyprostowany. Nie miałam sił analizować, jakim sposobem twój głos stał się bardziej przyjazny, choć ciężko powiedzieć czy delikatny.
Po prostu wstałam. Rozpostarłeś nieznacznie ramiona. Nie wykonałam już żadnego ruchu. Czułam tylko ból. Tam, w środku.
-Nie chcesz, bym cię dotykał?
Tym razem spytałeś. Oczekiwałeś, co odpowiem.
Potrząsnęłam przecząco głową.
Stałam się niemową.
-Nie. że nie chcesz czy nie, że...
Urwałeś, gdy napotkałeś moje spojrzenie. Zadarłam mocno głowę. Nadal nie uroniłam żadnej łzy. Czułam, że odnoszę sukces.
Zebrałam resztę ubrań i ruszyłam przed siebie.
Pokonując pierwsze stopnie na schodach, rozległo się pukanie do drzwi. Przyspieszyłam kroku, znikając po chwili za drzwiami sypialni.
I choć miałam zupełne prawo chodzić po domu w czymkolwiek, to z nieprzymuszonych chęci sięgnęłam szybko po swój przewiewny, biały szlafrok z wachlarzem twojego klanu. Zawiązałam ciasno w pasie tasiemkę, wracając na dół. Wciąż stałeś w tym samym miejscu, bez zamiaru sprawdzenia, kim jest osoba za drzwiami.
Spojrzałeś w moją stronę.
-Otwórz. To kobieta ze sklepu.
 Tą kobietą była Yoi-sama. Przemiła pięćdziesięciokilkuletnia staruszka, która zaledwie cztery miesiące wcześniej pomagała mi przygotować się na naszą ceremonię.
Bez zastanowienia wpuściłam kobietę do środka, podzielając jej życzliwość i szczery entuzjazm. Była jedyną osobą, którą mogłam widywać raz na kilka dni, która zawsze chwaliła mój wygląd i wiele razy gratulowała mi młodego małżeństwa. Tym razem jej głos zdawał się bardziej zmartwiony. Odbierając od kobiety torbę z ryżem i warzywami, usłyszałam:
-Czy wszystko w porządku, pani Uchiha? Te pani podkrążone oczy... Sypia pani dobrze? Może przyniosę pani zioła z naszego sklepu, podobno to świetny sposób na-
-Dziękuję, Yoi-sama, naprawdę nie trzeba. I ponownie dziękuję za fatygę.
Tym razem nie zaproponowałam jej filiżanki herbaty. Przestałam bawić się w dobrą gospodynię, Yoi dobrze wiedziała, na ile mogła sobie pozwolić, prowadząc ze mną krótkie pogawędki. Często po prostu przestawała mówić, gdy z mojej strony padały bardziej zawiłe pytania. Była jak maszyna. Tematy Kusagakure i całego świata zewnętrznego były tematami tabu. Bez wątpienia to ty ją tak zaprogramowałeś. A ja dostawałam szału, gdy patrzyła na mnie nieobecnym wzrokiem, prosząc niemo o wyrozumiałość.
 Nie. Dość. Ile można?
 Ułożyłam torby na kuchennym stole. Czułam jak moje ciało resztkami sił utrzymywało się w pionie. Ale rozsądek przemawiał głośniej. Nikt z nas nie jadł od dłuższego czasu, oboje potrzebowaliśmy trochę energii. I spokoju. Odpoczynku.
-Nie zaproponowałaś jej herbaty?
Podzieliłam ryż na dwie porcje, stawiając miski na stole. Nie mogłam uwierzyć, że wdałam się w tę dyskusję.
-Nie bądź bezczelny. Miałam znów wysłuchiwać tych wszystkich głupot, które pozwalasz jej mówić?
Byłeś poddenerwowany. Zacisnąłeś zęby, próbując pohamować złość. Nie miałam żadnych intencji, aby wszcząć kłótnię. Prędzej czy później i tak to ja zostałabym na lodzie. Przestałbyś odpowiadać. Wyszedłbyś z domu w swoim durnym majestacie. I znowu byłabym bliska płaczu. I ponownie gniew wypełniłby moją duszę, wprowadzając mrok i chłód.
Kiedy usiadłeś naprzeciw mnie, zauważyłam, że zmieniłeś rzeczy, poczułam zapach mydła zmieszany z męskimi perfumami. Przymknęłam powieki. Wszystko docierało do mnie z niewielkim opóźnieniem. Gdyby tylko zapomnieć o wszelkich problemach... Uwierzyć w jakąś inną, przychylną rzeczywistość... Czy pragnęłam zbyt wiele, Sasuke?
-Sakura.
 Nie. Nie chciałam rozmawiać. Nie chciałam na ciebie patrzeć. Chciałam nie istnieć. Ciężar problemów przygniatał mnie zbyt mocno do podłogi. Nie mogłam wstać. Nie mogłam odnaleźć drogi ucieczki. A szukałam jej już tyle czasu...
-Nie patrz tak na mnie. Nie udawaj, że chcesz mojej uwagi.
Twoja miska ryżu spadła na ziemię. Podniosłeś się, wspierając rękoma o blat.
-Przestań pieprzyć, Sakura!
Moje serce biło coraz szybciej. Odwróciłam wzrok, bijąc się z własnymi myślami. Bo czy wyprowadzenie cię z równowagi mogło przynieść coś dobrego?
Opuściłam bez słowa pomieszczenie. Miałam postawić nogę na pierwszym stopniu schodów, gdy twoja dłoń chwyciła mój nadgarstek.
-Czego chcesz ode mnie?!- wysyczałam.
Nie panowałam nad sobą. Wyczuwałam swój limit. Byłam gotowa rzucić się na ciebie, jak zwierzyna, walcząc o swoje racje.
-Czego ty chcesz?
Odruchowo spojrzałam za ramię, napotykając twoje martwe oczy. To był znak, że w tym momencie odciąłeś się od emocji. Nasze granice się zacierały.
Ty byłeś pusty. We mnie rodziło się szaleństwo.
-Nie rób mi tego- zaczęłam cicho, próbując wyswobodzić rękę z twojego uścisku- nie zadawaj mi tych śmiesznych pytań. Nie każ mi walczyć z tobą każdego dnia, gdy zjawiasz się tutaj niczym obcy gość. Nie traktuj mnie jak marionetki. Nie używaj męskich sztuczek, bym wierzyła, że moja obecność tutaj ma jeszcze jakiś sens.
Chwyciłam twoją koszulę, przykładając delikatnie głowę do twojego ramienia.
-Nie wiesz, czego chcę?- pytam, wodząc nosem po twojej bladej szyi. Objąłeś mnie bez czułości, przycisnąłeś do siebie, jakbyś planował zdusić moje ciało, skleić go z własną piersią. Moje pytanie przestało być ważne. Dla ciebie.
 I już nie miałam pojęcia, co robić. Po co walczyć? Po co upominać się o swoje? Jaki był sens powtarzać te utarte już prośby i litania? Nie miałam żadnych szans zdobyć twojego pełnego zaufania. Byłam tam z tobą, bo oboje tego chcieliśmy. I wiedziałam, że tylko kłamiąc, mogłabym zaprzeczyć, że nie trzyma mnie tam nic. Żyłam tam marzeniami, w rozpaczy, w miłości i w nienawiści. I choć mogłam w jednej chwili zrównać ten dom z ziemią, to oddalałam od siebie tę myśl za każdym razem, gdy tylko się pojawiała. A byłam w stanie. Mogłam w kilka sekund zrujnować wykreowany przez ciebie świat. I nie byłoby już naszego miejsca. Nie byłoby nas.
 Ale czy naprawdę tego chciałam? Teraz? Gdy przez cztery długie lata nie mogłam cię zobaczyć i dotknąć? Ile razy zastanawiałam się, czy w ogóle wrócisz? Ale musiałeś przecież. Po mnie, po twoją muzę, po twój kwiat...
 W nieopisanym uniesieniu poczułam ciepło i przyjemny dreszcz, gdy twoje mocne ramiona zdusiły moje ciało. Nie mogłam się ruszyć. Zakleszczona cudem wyswobodziłem jedną rękę i zaczęłam gładzić nią twój kark. Byłam gotowa zasnąć w takiej pozycji. Gotowa by pierwszy raz zatopić się w objęciach własnego męża. Ukazać bezradność i słabość do jego bliskości.
-Nie puszczaj mnie- powiedziałam cicho, prawie szeptem. Mój głos drżał. Może była to odpowiedź na pytanie, które wcześniej zadałam? Albo jednak komenda, której nie miałam okazji skierować nigdy w twoją stronę?
 Zaniosłeś mnie do sypialni i ułożyłeś na pościeli. W jednej chwili zasłoniłeś okno, a w pomieszczeniu zapadł zmrok. Później przestałam cię obserwować. Nie byłam już w stanie podnieść swoich zmęczonych powiek.
Materac łóżka ugiął się i znów poczułam ciepło twojego ciała. Przylgnąłeś do moich pleców. Ręką znaczyłeś tor, przesuwając ją od mojego biodra po wcięcie w tali, prawą pierś i ramię. Westchnęłam głęboko. Moje ciało napięło się, gdy powróciłeś dłonią do biodra.  I gdy zdawało mi się, że przemieszczasz ją w stronę mojego podbrzusza, znowu przeniosłeś ją wyżej. Ułożyłeś ją tam, gdzie przez skórę czułeś bicie mojego serca. Drażniłeś mnie, gdy byłam na skraju świadomości. Moje oczy wciąż były zamknięte.
 Zasnęłam. Odpłynęłam, zostawiając cały chaos i ziemskie piekło. Kraina, w której się znalazłam pozwoliła mi na szczery uśmiech. Miałam tam ciebie i wszystkich przyjaciół. Byłam w domu. Naprawdę w domu. I czułam, że otaczało mnie szczęście. Byliśmy tam razem, przesadnie zgodni i zadowoleni. Bez trosk, problemów, tajemnic. Żyłam w mojej małej utopii z twoim ciepłem, dotykiem. Niczego mi nie brakowało. Miałam wszystko. Gdyby tylko znaleźć zaklęcie, by móc trwać w tym na wieczność... Nie mogłam wyjść z podziwu, jak bardzo realnym zdawał się ten świat, choć ani jedna jego część nie odzwierciedlała żadnej sfery mojego prawdziwego życia. Czy moje marzenia wciąż miały tak wielką siłę? Czy twój najmniejszy dotyk potrafił wzbudzić we mnie tak wiele podświadomych pragnień?
 Po przebudzeniu poczułam ogromny żal. Byłam gotowa ponownie wrócić do tych barwnych snów, gdy nagle zorientowałam się, że przecież nie zasypiałam wcześniej sama. A nie byłam już w twoich objęciach. Pościel po moich bokach była chłodna. Było zupełnie ciemno. Podniosłam się, poprawiając swój szlafrok. Po chwili moje serce zaczęło bić coraz szybciej. W narastających nerwach moje ręce stały się jeszcze chłodniejsze. Szybko opuściłam naszą sypialnię.
Nie.
Przejrzałam całe piętro.
Nie.
Zeszłam schodami na parter, zaglądając do kuchni i salonu.
Nie.
Założyłam pospiesznie buty i wybiegłam z domu już w pełni przekonana, że znowu zostawiłeś mnie samą.
NIE.
Widziałam strugi deszczu. Nie docierały one jednak na ziemię. Ich potok zaczynał się dopiero kilka metrów przed drzwiami naszego domu. Spojrzałam odruchowo na niebo. Na pewnej wysokości krople odbijały się od niewidocznej nawierzchni, po czym spływały, wyznaczając półkolisty tor. Spływały po przezroczystej kopule, która otaczała nasz dom. Podeszłam bliżej, wyciągając przed siebie rękę. Napotkała ona opór. Moje palce ugięły się w powietrzu, czując płaską nawierzchnię.
NIE.
Uderzyłam pięścią w kopułę. Nic się nie stało. Skupiłam całą moją chakrę i zebrałam ją w ręce, aby powtórzyć tę samą czynność. Bariera nie drgnęła. W dodatku emitowała twoją chakrą.
Poczułam, jak do moich oczu nachodzą ciepłe łzy. Opadłam na kolana, szlochając bez umiaru.
Czy ta kopuła była tu od zawsze?
Krzyczałam, klęłam na ciebie.
Czy dosłownie stałam się twoim więźniem bez szansy na ucieczkę?
Nie. Nie mogłeś mi tego zrobić. Nie mogłam tak łatwo dać się nabrać. Nie. To nie działo się naprawdę...
Nie...
  




------------------
*Kate Nash- Foundations
Tak oto minął ten długo wyczekiwany, czwarty miesiąc.
Wierzcie mi lub nie, ale już dawno nie wkładałam tyle serca w to, co piszę.
Czekam na Wasz odzew.
Ogromnie się cieszę, że wciąż jesteście i czytacie:))

Pozdrawiam, ściskam, całuję!






13 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Bardzo fajnie ukazujesz twarz Sasuke i jego charakter. Co do Sakury dałabym jej trochę więcej agresji w końcu to kobieta walcząca ;D ale ogólnie bardzo fajnie !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agresja agresją, ale weź tu się takiemu oprzyj:D
      Dziękuję za komentarz, za pochlebne słowa
      Pozdrawiam<3

      Usuń
  2. Od czego zacząć pisać? Hymmm. Nie ma co się rozpisywać. Jednym słowem, krótko, zwięźle. CUDO 💎. Oto ten"długi "komentarz dobiegł końca. Pa ✋

    OdpowiedzUsuń
  3. Notkę przeczytałam już wczoraj, ale szczerze powiedziawszy nie miałam siły na pisanie komentarzy ;c Piszę więc dzisiaj i cóż mogę powiedzieć? Jakaś cząstka mnie żałuje, że przeczytałam rozdział ;c Tak, żałuje ;c i nie, wcale nie dlatego, że był beznadziejny, a wręcz przeciwnie. Znów rozbudził moją ciekawość i ponownie będę męczyła się przez następny tydzień nim pogodzę się z czasem oczekiwania na następny rozdział :< To chyba jakiś rodzaj masochizmu hahahah
    No nic, co do rozdziału to był idealny. Poważnie, a Wiesz, że ja niezbyt często mówię takie słowa. Podobało mi się w nim zachowanie Sakury. Tego, że nie uległa Sasuke mimo, że miała na to wielką ochotę i, że nie wszystkim da się ją udobruchać. Podoba mi się jej bunt i bezradność w całej tej sytuacji. I ten Sasuke <3 Pierwszy raz pojawiły się jakieś emocje, drobne, bo drobne, ale emocje :D Warto czekać na te notki ^^
    Także pozdrawiam serdecznie i życzę weny <3
    Ais

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Idealny" to słowo, które stawia przede mną wyzwanie- dołożę wszelkich starań, aby takich rozdziałów było jak najwięcej:)
      Ais, dziękuję za komentarz, za wsparcie!
      Trzymaj się, kochana:))

      Usuń
  4. Czytało się bardzo przyjemnie, choć treść mnie trochę rozczarowała :P nie lubię takich "gierek".
    Ale do pisania i wprawiania w nastrój masz niewątpliwie talent :)
    pozdrawiam, czekam na kontynuację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuję Ci, ciesze się, że nie zawiodłam w całosci:)
      Również pozdrawiam, trzymaj się <3

      Usuń
  5. Awwww... Jak ja uwielbiam, kiedy on się tak zachowuje :3 Bezczelny drań!
    Pisz szybciutko nowy rozdział, bo aż mnie nosi z podekscytowania!
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piszę, piszę!
      Ach, jak miło otrzymać od Ciebie kilka miłych słów<3
      Ściskam!

      Usuń
  6. Nie wiem co powiedzieć. Na nowo rozbudziłaś we mnie miłość w fanficki! Opowiadanie po prostu pokochałam, a to dlatego, że zawsze wyobrażałam sobie taką "toksyczną" relację tej dwójki. Ogromnie mi się podoba jak wykreowałaś, a może raczej jak ukazałaś co się dzieje we wnętrzu Sakury i jak to wszystko wygląda w rzeczywistości. Czytając komentarze trochę mnie dziwią te nawoływania i prośby o silną Sakurę. Sakura jest silna. Ale nie w stosunku do Sasuke. Przedstawienie wystraszonej, zagubionej, zamkniętej i zniewolonej Sakury oraz skrajnie niedostępnego i kontrolującego Sasuke wyszło Ci niemalże perfekcyjnie. Tak się cieszę, że w końcu ktoś zabrał się za napisanie czegoś, czego oczekiwałam od lat (boże, czy to jakieś zboczenie z mojej strony XD?).
    Nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. Żałuję, że odkryłam ten blog tak WCZEŚNIE, bo jakbym odkryła go później, nie musiałabym przeżywać męki czekania, haha.
    Dodam jeszcze, że ja zwykle nie lubię czytać opowiadań w pierwszej osobie (gdyż w większości przypadkach są one zwyczajnie słabe i takie... niezręczne). Ale tutaj nie wyobrażam sobie innej formy!
    Mam nadzieję, że będziesz kontynuować z zapałem to opowiadanie, bo jest warte każdej chwili z mojego życia, haha. A także, że nadal będziesz podtrzymywać ten cudowny nastrój i powolne, acz płynne rozwijanie akcji! Życzę powodzenia ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiele słów już tu padło, wiele miłych i niezapomnianych, ale czytając Twoje, byłam chyba najbliżej płaczu. Ze wzruszenia oczywiście!:)
      Chyba mnie zatkało. Nie wiem, co więcej dodać. Jesteś kochana, cieszę się, że zdecydowałaś się towarzyszyć mi w tworzeniu tej historii. Dziękuję za wsparcie, to była ogromna przyjemność dowiedzieć się, że zyskałam tak wartościową czytelniczkę.
      Trzymaj się <3
      Love & peace!!

      Usuń
    2. O matko, wzruszyłam się Twoim wzruszeniem! ;-;
      I ja również dziękuję- za Twoje słowa. :')
      Pozdrawiam serdecznie ♡

      Usuń